Uważał, że przeniknął tajemnice boskiego planu, przemawiał w imieniu Stwórcy, spotykał się tylko ze swoimi wyznawcami. Juliusz Słowacki przez kilka lat należał do sekty, a potem założył własną. Kolejny szalony guru?
Po przeczytaniu „Króla-Ducha” Zygmunt Krasiński napisał: „Albom ja wariat, czytelnik, albo autor, co pisał”. Czy rzeczywiście Słowacki mógł cierpieć na zaburzenia natury psychicznej? Do 1842 r., czyli do początku tzw. okresu mistycznego, zachowanie wieszcza nie odbiegało od tego, co nazywamy normą. Jednak 11 lat po Powstaniu Listopadowym zarówno twórczość, jak i całe jego życie zmieniły się na tyle, że zasadne staje się pytanie: czy w 2009 r. – roku Słowackiego – nie celebrujemy twórczości osoby wybitnej, ale chorej psychicznie?
UROJENIA Z PRZENIESIENIA
W 1841 r. pojawił się nad Sekwaną Andrzej Towiański. Mistyk, prorok i geniusz – jak oceniali jedni. W oczach innych – hochsztapler i Rasputin polskiej emigracji. W katedrze Notre Dame wygłosił przemówienie do Polaków. To był wstrząs. Historię opisywał jako pochód duchów idących ku Bogu, które za popełnione grzechy zostają uwięzione w ludzkich ciałach. Polakom Towiański wyznaczył uprzywilejowaną rolę tych, którzy – wkraczając na drogę pokuty – mają otworzyć nową erę w dziejach ludzkości i poprowadzić wszystkich do Nieba. Nie dziwi więc, że część polskich emigrantów (w tym właśnie Słowacki, ale też i Mickiewicz) uległa tym ideom i przyłączyła się do założonego przez Towiańskiego Koła Sprawy Bożej.
W Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych (ICD-10) wyróżniona jest jednostka nazywana „indukowanym zaburzeniem urojeniowym”. Grupa osób podziela te same urojenia, czyli fałszywe przekonania na temat rzeczywistości. Tylko jeden człowiek – w omawianym przypadku być może właśnie Towiański, który uważał się za proroka, wybrańca – wykazuje pierwotne zaburzenie, a u pozostałych osób urojenia są indukowane. Na rozwój zaburzenia duży wpływ ma silny związek emocjonalny zaangażowanych osób, względna izolacja społeczna oraz dominacja intelektualna „źródła”. Polscy emigranci słabo integrowali się ze społeczeństwem Francji, mieli poczucie obcości, a silne uczucia patriotyczne nie pozwalały im na spokojne „osadzenie się” w paryskiej rzeczywistości. Dodatkowo część Polaków niezbyt biegle władała francuskim, co sprzyjało izolacji.
ILUMINACJA NA SKAŁACH
„U ludzi zaindukowanych urojenia zazwyczaj ustępują, gdy osoby ich doświadczające wyjdą z kręgu wpływu jednostki indukującej” – mówi Joanna Krzyżanowska-Zbucka, ordynator oddziału psychiatrycznego w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Tymczasem Słowacki co prawda zerwał stosunki z Kołem Sprawy Bożej w 1843 r., ale w kontekście idei głoszonych przez wieszcza przypuszczać można, że wynikało to z jego poczucia wyższości – z przekonania, że on również w jakiś sposób został przez Boga namaszczony. Odejściu nie tylko nie towarzyszyła zmiana jego dziwnych zachowań i przekonań, ale wręcz przeciwnie – zaczęły się one rozwijać i nasilać.
Słowacki sam zaczyna się uważać za osobę wybraną. Uważa, że jest duchem wiodącym i tworzy swój własny system mistyczny. Twierdzi, że latem 1844 r. w Pornic nad Atlantykiem, na skałach, doznał objawienia, podczas którego przeżył zjednoczenie z Synem Bożym, Bogiem i całością stworzenia. W „Genezis z Ducha” pisze: „Jam się nagle uczuł w przeszłości Nieśmiertelnym, Synem Bożym, Stwórcą widzialności”. Uznał, że poznał już całą Prawdę. Zaczął w swoim poczuciu rozumieć wszystko, nie było już przed nim żadnych tajemnic, znał zarówno przeszłość, jak i przyszłość.
W terminach psychiatrycznych można by to nazwać iluminacją urojeniową. Polega ona na przeżyciu nagłego, często dramatycznego wglądu w „istotę rzeczy”. Człowiek uważa, że zaczyna rozumieć sens wszystkiego i wszystko układa mu się w spójną, sensowną i logiczną całość.
MANIA DUCHOWEJ WIELKOŚCI
Od momentu olśnienia Słowacki zaczął twierdzić, że stał się szczególnym medium pomiędzy Bogiem i ludźmi. Głosi słowo usankcjonowane przez Stwórcę. „Niemające podstaw w rzeczywistości przekonania na temat wyjątkowości własnych cech czy możliwości nazywamy w psychiatrii urojeniem wielkościowym” – mówi Joanna Krzyżanowska-Zbucka. Warto również podkreślić, że przekonania głoszone przez poetę, choć osadzone w tradycji Pisma Świętego, stoją pod wieloma względami w sprzeczności z doktryną oficjalnie uznawaną przez Kościół. Poeta uważał np., że gniew boży spada na ducha jedynie za lenistwo, a także że modlitwa jest nieskuteczna, bo jedynie czyny mogą człowieka doprowadzić do zbawienia. Oznacza to, że wieszcz dał sobie prawo do podważania obowiązującej doktryny, co może być kolejnym argumentem za jego megalomanią.
Jednak na przekonaniach się nie skończyło. Słowacki uważał, że ma misję związaną z przekazaniem ludziom swojego systemu mistycznego – idei genezyjskiej. Cała jego aktywność, w tym literacka, została podporządkowana tylko temu celowi. W pewnym momencie autor „Balladyny“ przestał być twórcą liczącym się z tym, jak jego utwory zostaną odebrane przez czytelników.
Słowacki wielokrotnie podkreślał, że to Duch dyktuje mu treść jego zapisów. Na podstawie takiej relacji trudno ocenić, co dokładnie poeta miał na myśli. Jeśli jednak faktycznie słyszał przemawiający do niego głos, to mógł doświadczać halucynacji słuchowych. A to objaw charakterystyczny dla schizofrenii paranoidalnej.
ZAŁAMANIE ŻYCIA DANDYSA
Analizując życiorys wieszcza, można dopatrzyć się jeszcze innych zachowań, które prawdopodobnie zwróciłyby uwagę współczesnego psychiatry. Mowa tu przede wszystkim o tzw. załamaniu linii życiowej, czyli pojawiającej się w pewnym momencie istotnej zmianie w zachowaniu i sposobie funkcjonowania danej osoby. Objawiać się to może radykalną zmianą wyglądu czy zachowania.
Pod koniec życia Słowacki zaniedbuje się, z dandysa staje się ascetą. Zdumiewa to w kontekście jego wcześniejszej dbałości o wizerunek i wygląd zewnętrzny (w jednym z listów do matki sprzed okresu mistycznego pisze z dumą o tym, że nosi „blado żółtobiałe” rękawiczki). Ogranicza się też krąg jego znajomych, bo poeta spotyka się jedynie z grupą osób wyznających te same prawdy, co on. Zrywa wieloletnią przyjaźń z Krasińskim. Z osoby zainteresowanej światem, sprawami emigracji, a nawet plotkami towarzyskimi zmienia się w samotnika, którego nie obchodzą realia i codzienność. Tę gwałtowną przemianę dostrzegają najbliżsi i, co ważne, nie potrafią jej zrozumieć ani zaakceptować. Zaniepokojona jest nawet matka Słowackiego, która zaczyna podejrzewać, że metafizyczne zainteresowania jej syna świadczą o tym, iż planuje zostać księdzem.
GENIALNY I/LUB SZALONY?
„Pomimo, że niektóre z zachowań czy doświadczeń Słowackiego ewidentnie można rozpatrywać w terminach psychopatologii, mamy za mało dowodów, aby z pełną odpowiedzialnością mówić, że wieszcz cierpiał na jakąś chorobę psychiczną” – mówi Joanna Krzyżanowska-Zbucka. Jego zachowania świadczą jednak o istotnych problemach natury psychologicznej, o przeżywaniu jakiegoś kryzysu psychicznego. Jacek Węgrzyn, psychiatra z Instytutu Psychiatrii i Neurologii, dodaje: „Nawet jeśli myślenie czy zachowanie Słowackiego było dziwaczne, to nie był niebezpieczny dla otoczenia. Nie byłoby więc wskazań do podjęcia leczenia psychiatrycznego czy przyjmowania go do szpitala psychiatrycznego, o ile on sam by nie widział takiej potrzeby i nie wyraził na to zgody. A sądzę, że na zgodę naszego wieszcza raczej by nie można było liczyć”.
Niezależnie od tego, czy Słowackiego uznamy za osobę chorą psychicznie, czy nie, w żaden sposób nie podważa to wartości literackiej jego dzieł z okresu mistycznego. Być może bez tego „dodatku szaleństwa” ich wartość byłaby mniejsza lub w ogóle nigdy by nie powstały. Ostatecznie wielu wybitnych ludzi chorowało psychicznie – np. Fryderyk Nietzsche, Wacław Niżyński, Vincent van Gogh czy Philip Dick – co nie zmienia faktu, że ich twórczość do dziś spotyka się z uznaniem i zainteresowaniem.
Dominika Ustjan